Uwaga FATFOBIA w rozdziale!
ROZDZIAŁ I
CZĘŚĆ III
OBRZYDLIWA TUNIA
Dumbledore tymczasem już wyraźnie zmęczony tym, że bez przerwy mu przerywano — a
przynajmniej na tyle, żeby się nie złościć — westchnął jedynie cicho i
chyba po raz setny tego dnia powrócił do odczytywania rozdziału.
— Kiedy
wjechał na podjazd przed numerem czwartym, pierwszą rzeczą, jaką
zobaczył — i wcale mu to nie poprawiło nastroju — był bury kot, którego
spostrzegł dzisiaj rano. Teraz kot siedział na murku otaczającym ich
ogród. Był pewny, że to ten sam kot, bo miał takie same ciemniejsze
obwódki wokół oczu.
— Siooo! — krzyknął pan Dursley.
Syriusz
parsknął, a potem roześmiał się głośno, dodatkowo sprowokowany przez
McGonagall, która posłała mu jedno ze swoich najbardziej zabójczych
spojrzeń. Niestety wizja mugola, przeganiającego profesorkę w jej kociej
postaci, brutalnie zmiażdżyła autorytet kobiety, całkowicie go przy tym
rozbrajając. Jakby na domiar złego wkrótce dołączył do niego ubawiony
James i nawet Remus w pewnym momencie zaczął cicho parskać, nie
potrafiąc wygrać wewnętrznej bitwy z własną wesołością. Dotknięta do
żywego Minerva wprawdzie nic nie zrobiła, jednak jej mina sugerowała, że
gdy tylko to wszystko się skończy, z przyjemnością przerobi swoich
byłych wychowanków na koci żwirek do kuwety pani Noris. A przynajmniej
tak jej wyraz twarzy sklasyfikował Severus, w duchu także „podśmiewując
się” z kobiety, lecz według niego w bardziej wyrafinowany i dystyngowany
sposób. Nieważne jakby to usprawiedliwiał, tak czy inaczej fakt
pozostawał faktem — Snape bez wątpienia był w tym momencie rozbawiony,
chociaż sam przed sobą starał się to definiować jako „satysfakcję”, a
nie zwykłą wesołość. Nigdy w życiu bowiem by się nie przyznał, że ma
jakiekolwiek poczucie humoru, o zaśmianiu się na głos już nie
wspominając.
Albus
także się uśmiechnął, lecz zrobił to na tyle skrycie, by nie narazić
się na gniew Minervy, którego swoją drogą nie zniósłby. Nauczycielka
czasem naprawdę zachowywała się tak, jak sugerowała to jej animagiczna
postać, a już zwłaszcza, kiedy była na kogoś wściekła. Chwilami
Dumbledore zastanawiał się nawet, kiedy rzuci się na kogoś z pazurami,
zapominając o tym, iż aktualnie jest człowiekiem. Według niego
znalazłaby się chociaż jedna taka sytuacja, w której była tego nader
bliska.
— Kot
nawet nie drgnął, tylko zmierzył go chłodnym spojrzeniem. Czy tak się
zachowują normalne koty? Pan Dursley wzdrygnął się i wszedł do domu.
Nadal nie zamierzał wspominać o tym wszystkim żonie.
Śmiech
Syriusza tylko się wzmógł, podczas gdy irytacja McGonagall zbliżała się
niebezpiecznie do poziomu krytycznego. Severus zaczął odliczać sekundy
do wybuchu, który niewątpliwie miał niedługo nadejść.
— Syriuszu! — syknęła Lily, robiąc przy tym wściekłą minę.
„Albo i nie...” — stwierdził w myślach Snape, gdy zobaczył, że była panna Evans zamierza właśnie dać Blackowi reprymendę.
Śmiech
ucichł i wszyscy spojrzeli nieco zdziwieni, ale także zaciekawieni na
starego dyrektora, który uśmiechał się do nich tak, jakby zobaczył całą
masę przedszkolaków ubabranych tortem. Ani Minervie, ani Severusowi nie
spodobał się ten wyraz twarzy. Lily doszła do wniosku, że Albus jest
doprawdy szalony, skoro tak na nich patrzy, a Remus westchnął ciężko,
zanim trzepnął Syriusza w ramię, by przywrócić go do porządku, gdyż
nadal cicho chichotał i parskał, najwyraźniej nie mogąc przestać się
śmiać. James na szczęście był bardziej ogarnięty i pohamował się kilka
chwil wcześniej — na niego morderczy wzrok McGonagall nadal jeszcze
działał, chociaż już nie tak skutecznie jak kiedyś.
— Dziękuję... — Po tym oświadczeniu Dumbledore przeniósł wzrok na książkę, by kontynuować. — Pani
Dursley spędziła normalny, całkiem miły dzień. Podczas obiadu
opowiedziała mu o problemach, jakie ma sąsiadka ze swoją córką, i o tym,
że Dudley nauczył się nowego słowa („nie chcę!”).
Zarówno
James, jak i Lily w tym momencie wywrócili oczami, sygnalizując w ten
sposób, co myślą o metodach wychowawczych państwa Dursley. Rudowłosa
czarownica dodatkowo musiała powstrzymać się przed skomentowaniem tego
na głos w jakiś nie do końca miły sposób. Odkąd tylko zaczęli czytać tę
książkę, jej dotychczas pacyfistyczny stosunek do Petunii zaczął się
stopniowo zmieniać, by w tym momencie osiągnąć poziom „delikatnej
antypatii zakrapianej awersją”. Świadomość faktu, że prawdopodobnie to
ona będzie wychowywać Harry'ego tylko potęgowała ten efekt, a także
gniew i niechęć, które już wcześniej czuła w stosunku do swojej starszej
siostry. Nie wiedzieć czemu miała wręcz pewność co do tego, że jej
synek nie będzie mógł liczyć na żadne względy, podczas gdy Dudley
wyrośnie na rozpieszczonego bachora przez to, że jego rodzice podarują
mu wszystko, co tylko zechce. (BN: Mogłaby zostać wieszczką!)
— Pan
Dursley starał się zachowywać normalnie. Kiedy w końcu udało im się
zapakować Dudleya do łóżeczka, wszedł do saloniku i zdążył na koniec
dziennika wieczornego.
Prychnięcie
od strony Syriusza wyraźnie sugerowało, co sądził na temat domniemanej
normalności Vernona, czyli bądź co bądź jej braku. Severus niechętnie
zgodził się z nim w tej sprawie, najwyraźniej do spółki z Potterami nie
pochwalając sposobu, w jaki Dudley Dursley był wychowywany. On jednak
nie miał tak trywialnych pobudek, jak duma rodzica, czy strach o
przyszłość własnego dziecka. Nie, on po prostu nie znosił niewychowanych
bachorów, do których Dudley niewątpliwie się zaliczał. Minerva zresztą
miała podobne zdanie.
— I
ostatnia wiadomość. Obserwatorzy ptaków donoszą o bardzo dziwnym
zachowaniu krajowych sów. Choć normalnie sowy polują w nocy i nie widzi
się ich w ciągu dnia, z setek doniesień wynika, że dzisiaj sowy latały
we wszystkich kierunkach od samego rana. Specjaliści nie są w stanie
wyjaśnić, dlaczego sowy tak nagle zmieniły swoje zwyczaje. — Tu spiker
pozwolił sobie na uśmiech. — To bardzo tajemnicza sprawa. A teraz
posłuchajmy, co Jim McGuffin ma do powiedzenia o pogodzie. Jim, czy tej
nocy zanosi się na jakiś deszcz sów?
— No
cóż, Ted — odpowiedział facet od pogody — nie bardzo się na tym znam,
ale wiem, że nie tylko sowy zachowywały się dziś bardzo dziwnie.
Dzwonili do mnie telewidzowie z Kentu, Yorkshire i Dundee, mówiąc, że
zamiast obiecanego przez mnie deszczu mieli prawdziwą ulewę meteorytów!
Może niektórzy wcześniej zaczęli obchodzić Noc Sztucznych Ogni? Ludzie,
to dopiero w przyszłym tygodniu! Ale mogę wam obiecać, że w nocy
będzie padało.
—
Czy to nie czasem pan Tonks? — spytał ciekawie Remus, zerkając na
Dumbledore’a, który ze śmiechem potwierdził, podczas gdy McGonagall
gotowała się ze złości. Kobieta najwyraźniej nie była zadowolona z tego,
że dyrektor przemilczał sprawę sów i meteorytów spadających w biały
dzień na oczach tak wielu mugoli.
—
Albusie! Nie czas teraz na uprzejme pogawędki! — zakrzyknęła oburzona
Minerva. — Sam widzisz, co się dzieje! Czarodzieje są o krok od
ujawnienia, a raczej będą, jeżeli to, co jest zapisane w tej książce
okaże się prawdą! I dlaczego? Ponieważ Sam-Wiesz-Kto zniknął?! Nikt
nawet nie wie, czy na pewno tak się stało! Doprawdy! — sapnęła — Wątpię,
aby tak potężny czarnoksiężnik mógł zwyczajnie zniknąć z powierzchni
ziemi. — Zgromiła wzrokiem swojego rozmówcę, gdy tylko otworzył usta, by
coś powiedzieć, skutecznie powstrzymując w ten sposób starego
czarodzieja przed dodaniem czegoś od siebie. — I nie próbuj ich nawet
usprawiedliwiać! Gdyby mugole się o nas dowiedzieli... o nie, nie, nie.
Nie chcę nawet myśleć o tym, do czego mogłoby dojść!
—
Ależ droga Minervo, naprawdę myślisz, że pochwalam takie zachowanie? —
spytał delikatnie Albus nad wyraz spokojnym głosem, czym sprawił, że
profesorka na chwilę zwątpiła w swe oskarżenie. — Także nie podoba mi
się to, co robią czarodzieje, ale jak sama wspomniałaś, nie musi to być
ani uzasadnione, ani pewne. Nadal nie wiemy, jaki wpływ na naszą
rzeczywistość ma fakt odczytywania treści tej książki, więc sądzę, że
póki co nie powinniśmy zbytnio przejmować się opisywaną w niej
przyszłością.
Kobieta
zapowietrzyła się na chwilę, hamując gniew, po czym zacisnęła usta w
wąską linię i zamilkła. Tak, to, co mówił dyrektor brzmiało sensownie.
Jako była posiadaczka Zmieniacza Czasu wiedziała, jakie konsekwencje
może mieć ich ingerencja, ale mimo to obawiała się, że jeżeli czegoś nie
zrobią, to wszystko się spełni. A ona bynajmniej wcale nie chciała
nagle znaleźć się w świecie, w którym toczą niekończącą się wojnę z
mugolami o dominację. Albus jednak nie obawiał się tego, a był znacznie
potężniejszy i bardziej doświadczony. W swoim życiu widział tak wiele,
że jakoś trudno było jej uwierzyć w to, że nie rozumiał sytuacji. Ba!
Pewnie rozumiał ją znacznie lepiej niż ktokolwiek i dlatego nic nie
robił. Chociaż znając Albusa, z palącym uczuciem wstydu wątpiła w ten
jego spokój. Nie raz przecież bywał zdenerwowany albo zmartwiony, musiał
być, mimo iż rzadko kiedy widziała go w takim stanie. Aktorstwo byłoby w
tym momencie idealną odpowiedzią, jednak... czy naprawdę potrafiła
uwierzyć w to, że w obliczu tak koszmarnej wizji przyszłości oszukiwałby
ich? Czy byłby zdolny do czegoś takiego, nawet gdyby mogło to oznaczać
ich ewentualną śmierć? Minerva znała go już dość długo i nigdy nie
posądziłaby dyrektora o coś podobnego, ale... wątpliwość pozostała.
Severus natomiast nie miał takich problemów. Jako były
Śmierciożerca i ślizgon z krwi i kości potrafił doszukać się kłamstwa
nawet w najlepszej masce i teraz nie było inaczej. Zauważył, że pomimo
zewnętrznego spokoju Dumbledore odczuwał strach. Martwił się o
przyszłość zapisaną na kartach tej książki, a mimo to nie skłamał.
Najwyraźniej bezgranicznie wierzył w to, co powiedział, albo
przynajmniej wierzył, że istnieje taka możliwość na tyle, aby przekonać
chociaż część siebie, że to prawda. Snape niestety nie mógł temu
zaprzeczyć, chociaż bardzo chciałby zniszczyć tę ulotną nadzieję. Nie
należał wszak do ludzi, którzy oszukiwali samych siebie tylko po to, by
poczuć się lepiej. Tym razem jednak odpuścił. Wszyscy potrzebowali siły,
a cóż innego mogło im ją dać, jeżeli nie nadzieja? Nie mówiąc już o
tym, że Albus niewątpliwie miał rację.
Sam
fakt, że ta książka pojawiła się w ich czasach, mógł zmienić
przyszłość, ale niekoniecznie sam przedmiot. Jeżeli owy przyjaciel
naprawdę wiedział, co robi, dając im możliwość zajrzenia do niej, musiał
wcześniej zabezpieczyć księgę przed ewentualnymi zmianami, jakie
zapoczątkowała. Gdyby tego nie zrobił, nie tylko Severus uznałby go za
kompletnego idiotę, ale także oznaczałoby to, że ich tak zwany
„przyjaciel” skazał ich na odczytywanie księgi, która zmieniałaby treść w
czasie rzeczywistym, a to niewątpliwie mijałoby się z celem. I
jakkolwiek Snape nie ufał do końca umiejętnościom nieznajomego, potrafił
dopuścić do siebie myśl, że jednak nie mieli do czynienia z fuszerką
jakiegoś niekompetentnego kretyna. Chociaż znając złośliwość losu, nie
mógł do końca wykluczyć, że tak właśnie było.
—
Skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy... — zaczął raźnie Albus, uważnie
obserwując wszystkich w pomieszczeniu. Nikt nie odważył się odezwać,
ani nawet krótko zaprzeczyć, dlatego też nie zwlekając już dłużej,
ponownie zagłębił się w słowa powieści. — Pan Dursley poczuł się
bardzo niepewnie. Meteoryty nad całą Anglią? Sowy latające w biały
dzień? Tajemniczy osobnicy w pelerynach? I to szeptanie... szeptanie o
Potterach...
James
wzdrygnął się i skrzywił delikatnie, po czym zerknął na swoją żonę. Czy
naprawdę mogło im się coś stać? Czy mogli... zginąć? Nie... to
niemożliwe. Nie chciał nawet myśleć o takiej możliwości. Może i
Voldemort polował na nich i musieli się ukrywać, jednak nigdy... nawet w
najśmielszych snach nie pomyślałby, że mogliby zginąć podczas próby
pozbycia się go. To, że był potężny, jeszcze niczego nie przesądzało!
Voldemort to taki sam czarodziej jak on, czy Syriusz, więc ma dokładnie
takie same słabości. Pokonanie go z pewnością przysporzyłoby wielu
trudności, ale żeby od razu mieli przypłacić to życiem? Niedorzeczność.
Tyle czasu jeszcze przed nimi, tyle szczęśliwych chwil i wspomnień. Nie
mogli zginąć ot tak. Byli Potterami! A przynajmniej on i Harry byli.
(BN: Cóż za szowinistyczne stwierdzenie!) Co zaś tyczyło się Lily...
kochał ją i ufał jej. Wiedział, że oboje razem są potężni, a do tego tak
samo uparci. Nie ugięliby się pod żadnym ciężarem. Nie przegraliby,
dlatego też miał pewność, że cokolwiek by się nie działo, przetrwają tę
cholerną wojnę i razem z Harrym wkroczą w nową przyszłość.
— Do
saloniku weszła pani Dursley, niosąc dwie filiżanki herbaty. Nie, tak
nie można. Powinien z nią porozmawiać. Odchrząknął nerwowo.
— Eee... Petunio, kochanie... nie miałaś ostatnio wiadomości od swojej siostry?
Jak się spodziewał, pani Dursley spojrzała na niego wzrokiem zdumionego bazyliszka. Zwykle udawali, że nie ma siostry.
Lily
szybko powstrzymała jakąkolwiek reakcję, kierując ostry wzrok na
swojego męża, który już otworzył usta i właśnie miał się oburzyć, ale
zrezygnował z tego, gdy zobaczył koniuszek różdżki wycelowany w swoją
stronę. Syriusz natomiast profilaktycznie udawał, że niczego złego nie
usłyszał. Tak naprawdę jednak robił to tylko dlatego, iż czuł na sobie
ostry wzrok Lupina, przez który z trudem opanował wzdrygnięcie. Nie mógł
przecież dać po sobie poznać, że trochę obawiał się o własną skórę.
Nikt o zdrowych zmysłach bowiem nie chciałby mieć do czynienia ze
wściekłym wilkołakiem, nawet jeżeli był nim zwykle miły, uprzejmy i
potulny Remus Lupin. Remus, który najwyraźniej postanowił połączyć siły z
Lily w celu uciszania ich, co z kolei musiało znaczyć, że mieli ich już
serdecznie dosyć. A skoro tak, to lepiej ich bardziej nie denerwować.
Zgodnie
z tą logiką Syriusz uśmiechnął się delikatnie, wzruszył ramionami i
oparł wygodnie o oparcie fotela. Nie chciał przecież później leżeć na
ziemi, jęcząc z bólu, a to właśnie by robił, gdyby wyprowadził tych
dwoje z równowagi i sprowadził na siebie ich gniew.
Dumbledore tymczasem zdawał się niczego nie zauważyć, gdyż spokojnie kontynuował. Chociaż i tak każdy wiedział, że było inaczej.
— Nie — odpowiedziała ostrym tonem. — Dlaczego pytasz?
— Dziwne
rzeczy były w dzienniku — wymamrotał pan Dursley. — Sowy... spadające
gwiazdy... a w mieście widziałem mnóstwo cudacznie poubieranych
ludzi...
— No i co? — warknęła pani Dursley.
Severus
uśmiechnął się paskudnie. No tak, stara dobra Tunia. Tak samo pokraczna
i do bólu nieczarująca jak kiedyś. Snape pokusiłby się nawet o
stwierdzenie, że wcale się nie zmieniła, gdyby nie wiedział, iż z
pewnością stała się jeszcze gorsza.
— Cóż, tak sobie pomyślałem... może... może to ma coś wspólnego z... no wiesz... jej towarzystwem.
McGonagall
prychnęła niczym rozjuszona kotka, którą niewątpliwie była. Chyba nadal
nie przebolała faktu, że dla tych mugoli jest jedynie „złym
towarzystwem”, demoralizującym normalnych ludzi, co Albus skwitował
jedynie cmoknięciem. Chociaż równie dobrze mógł dyskretnie uraczyć się
dropsem i to stąd ta reakcja.
— Pani
Dursley wessała łyk herbaty przez zaciśnięte wargi. Pan Dursley
zastanawiał się, czy powiedzieć jej, że słyszał nazwisko „Potter”.
Uznał, że byłoby to zbyt śmiałe posunięcie. Zamiast tego powiedział,
siląc się na obojętność:
— Ich syn... musi być teraz w wieku Dudleya, prawda?
— Tak przypuszczam — odpowiedziała sucho pani Dursley.
— Tak to z pewnością Petunia. — mruknęła Lily z gorzkim uśmiechem na ustach.
— Zaraz, jak on ma na imię? Howard, tak?
— Harry. Obrzydliwe, pospolite imię.
W
tym momencie coś głośno chrupnęło i zwróciło uwagę wszystkich. Okazało
się, że to tylko James ze złością kopnął piętą w nogę swojego fotela,
siląc się na względny spokój. Lily uśmiechnęła się delikatnie z tego
powodu, dumna, że udało mu się pohamować, odsuwając przy tym na bok
własną złość. Im obojgu podobało się imię, jakie wybrali dla dziecka i
nic, a już zwłaszcza gderanie Petunii nie sprawi, że zmienią zdanie na
ten temat. Nie znaczy to jednak, że ich ono nie denerwowało, co swoją
drogą było nieco upokarzające. Byli wściekli na Petunię, ale starali się
powstrzymać i nie reagować na prowokację jej wyobrażenia z książki.
Jakkolwiek by to nie brzmiało, cały czas dawali się podpuszczać. Dlatego
też nadszedł już chyba najwyższy czas, by uświadomić sobie, że tak
naprawdę Tunia znajdowała się daleko stąd, a księga wcale nie starała
się ich celowo wytrącić z równowagi i zacząć ignorować każdą obelgę pod
swoim adresem.
— Och, tak... — mruknął pan Dursley, a serce w nim zamarło. — Tak, zgadzam się z tobą całkowicie.
— Poszli
na górę i więcej już o tym nie wspominał. Kiedy pani Dursley zamknęła
się w łazience, pan Dursley podkradł się do okna sypialni i zerknął na
ogród przed domem. Kot wciąż tam siedział. — W tym momencie
Albus zerknął przelotnie na Minervę, która widząc to, prychnęła cicho.
Najwyraźniej oboje już wiedzieli, na czyją prośbę obserwowała rodzinę
Dursleyów. — Wpatrywał się w Privet Drive, jakby na coś czekał.
Czyżby miał halucynacje? I czy może to mieć coś wspólnego z Potterami?
Bo gdyby tak... gdyby się okazało, że są spokrewnieni z jakimiś... Nie,
tego by chyba nie zniósł.
Ktoś
sarknął z niesmakiem i prawdopodobnie tym kimś był Severus, jednak Lily
nie mogła być tego pewna, ponieważ od jakiegoś czasu bardziej skupiała
się na własnych myślach i słuchaniu, niż na innych osobach znajdujących
się w salonie. To, co do tej pory wywnioskowała, nie podobało jej się,
jednak nie mogła nic z tym zrobić w tej chwili. Ale jeżeli — obiecała
sobie — jeżeli dostanie kiedyś szansę, by zmienić tę chorą przyszłość,
zrobi wszystko, co w jej mocy, żeby nie dopuścić do takiej sytuacji.
~***~
W następnym odcinku:
Rozdział pierwszy część czwarta — Cytrynowe dropsy
EDIT: 07.04.2021
Muszę przyznać, że jestem sama na sobie zawiedziona, ponieważ wpadłam w pułapkę naśmiewania się z grubszych osób, jaką zastawiła na mnie JKR, mimo iż sama jestem osobą przy tuszy i powinnam wiedzieć lepiej, że to nieodpowiednie. Ale JKR jest dobra w swoich pułapkach. Dursleyowie są okropni, więc jak się z nich naśmiewamy, to myślimy, że tak można, ale to nieprawda. Nawet jak ktoś jest okropnym człowiekiem, nie powinniśmy się naśmiewać z ich wyglądu.
Na ten moment, już nie piszę tego opowiadania, ale zastanawiałam się, czy nie usunąć tych żartów, jeżeli kiedykolwiek wrócę do pisania. Z drugiej strony nie zdziwiłabym się, gdyby rodzina Harry'ego (czytaj Lily, Syriusz i James) byli fatfobiczni, biorąc pod uwagę kulturę, w jakiej się wychowują - czytaj kulturę idealnego ciała bez skaz. Mogę, zamiast usuwać, zrobić komentarz do ich żartów używając innej postaci np. McGonagall. Już jestem sobie nawet w stanie wyobrazić, jak bardzo niemiło by się poczuli, gdyby zostali ładnie zrugani przez swoją nauczycielkę, która by im tym razem wyraźnie wyjaśniła, czemu takie zachowanie jest niedopowiednie. Zwłaszcza Lily.
Nikt nie powiedział, że "dobrzy bohaterowie" nie mogą mieć skaz, prawda?
Ten rozdział wprawił mnie w niepohamowaną wesołość, dlatego z góry przepraszam za to, co odwalę w tym komentarzu.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, dlaczego odnoszę wrażenie, że dyrektorowi niedługo skończy się jego święta, zakrapiana cukrem cierpliwość i zacznie się wydzierać na każdego, kto ośmieli się mu przerwać :D?
Po drugie, doszłam do zdania, w którym Albus twierdzi, że Minerva czasami zachowywała się tak, jak sugerowała to jej ani magiczna postać. Wybacz, ale przed oczami stanęła mi podstarzała czarownica polująca na ptaszki, obdrapująca fotele w pokoju nauczycielskim i wściekle sycząca pod prysznicem. No i musiałam sobie zrobić dłuższą przerwę od czytania, żeby jakoś opanować własne rżenie :)
Po trzecie, nie Twoje słowa, ale jednak. „Kot nawet nie drgnął, tylko zmierzył go chłodnym spojrzeniem. Czy tak zachowują się normalnego koty?” Tak, jak najbardziej :D
No dobrze, teraz na poważnie. „Świadomość faktu, ze to prawdopodobnie ona [Petunia] będzie wychowywać Harry’ego(…)” Skąd Lily miała tę świadomość? Nie wiem, może coś mi umknęło w poprzednich rozdziałach, ale w którym momencie dziewczyna dowiedziała się, że jej syna będzie wychowywać jej siostra?
Z pozytywów, naprawdę podoba mi się to, że jako narrator, zaczynasz „wchodzić do głów” bohaterów. Nie tylko ślepo podajesz nam informacje, ale również pokazujesz punkty widzenia poszczególnych postaci. No i, ale to już tak zupełnie subiektywnie, przemawia do mnie to, jak kreujesz Severusa. To inteligentny facet jest i w Twoim opowiadaniu to widać.
Błędów nie znalazłam, jedynie drobne przeoczenie z Twojej strony. Raz zapomniałaś słowa bety zaznaczyć na zielono, ale to szczegół :)
Czekająca niecierpliwie na kolejny rozdział (ten tytuł!),
Intro
PS: Wręcz żałuję, że do czytania nie został zaproszony Peter. Wiem, że to by wpłynęło na przyszłość, ale obserwowanie jego reakcji byłoby niezwykle interesujące. A może on sam podjąłby inne decyzje, gdyby zobaczył konsekwencje swoich czynów? Brakuje mi bardzo opowiadania, w którym Pettigrew nie byłby jedynie szczurzą postacią bez głębi, a również, o ironio, człowiekiem.
1. *umarła ze śmiechu przy czytaniu o wyobrażeniach Intro na temat Minervy*
OdpowiedzUsuń2.Lily wspomina o tym, że skoro książka jest o Harrym Potterze a zaczyna się od Privet Drive, to coś jest na rzeczy. Nie pamiętam dokładnie, w którym rozdziale, ale mówi o tym Syriuszowi.
3. Niektórym ludziom nie podoba się właśnie, że wchodzę bohaterom do głów. Jedna osoba napisała mi komentarz, że "za bardzo opisuję przemyślenia bohaterów". Cóż. Na nieszczęście tej osoby po prostu nie potrafię się powstrzymać xD
4. Achhh, Sevek jest inteligentny, złośliwy i delikatnie zgniły od środka, ale kochany. Lubię "używać go" do komentowania zachowań innych bohaterów. To takie zabawne :)
5. IDĘ CIĘ ZAZIELENIĆ MA CNA BETO! Gdyż albowiem w tym borze zielonym nie możemy pozwolić na to, by naszym obywatelom i światłym umysłom działa się ta straszna krzywda w postaci szarzenia! (Uwielbiam jak mówisz "Borze zielony" zamiast "Boże" Intruś xD)
6. Cóż... niestety przez książkę nie za bardzo lubię Petera. Ale coś tam mi się obiło o uszy, że ktoś też nie lubi, jak jest taki nijaki, więc Ci dam linka do opka, jak znajdę. Ok? :)