Gorące podziękowania dla Agrat bat Machlat za zbetowanie tego tekstu. Gdyby nie ona nie mogłabym publikować. Forever in love!
PROLOG
LIST OD PRZYJACIELA
LIST OD PRZYJACIELA
Zapadał zmrok, kiedy drzwi do niewielkiego pomieszczenia, wyglądającego na gabinet, otworzyły się cicho i wszedł przez nie średniego wzrostu mężczyzna ubrany w srebrną, atłasową szatę, lśniącą złowieszczo w pomarańczowo-czerwonej poświacie promieni zachodzącego słońca, które wpadały do środka przez wielkie, łukowate okna w stylu gotyckim. Zaraz po nim próg pokoju przekroczyła o wiele mniejsza postać, niosąc w ramionach niezbyt grubą książkę, opakowaną w brązowy papier i owiniętą sznurkiem, którym przyciśnięta została luźno włożona karteczka.
— Jesteś pewien, że chcesz TO zrobić? Jeszcze nie mieliśmy okazji tego przetestować — spytała niższa postać, jednocześnie zasłaniając dłonią oczy przed uciążliwymi promieniami słońca, które ją oślepiały.
— Tak, jestem pewien. Chcę przynajmniej spróbować — odparł z nonszalancją mężczyzna, uśmiechając się delikatnie do swojej towarzyszki. — Skąd ten nagły strach?
— A jeżeli to naprawdę coś zmieni? — Głos kobiety delikatnie zadrżał podczas zadawania tego pytania.
Mężczyzna zamyślił się na chwilę, po czym stwierdził z niesamowitą pewnością siebie:
— Nic złego się nie stanie. Sama mówiłaś, że to niemożliwe.
— Wiem, że tak mówiłam, ale ryzyko... — zacięła się na chwilę. — Ryzyko jest po prostu zbyt wielkie!
— Ufam ci — zapewnił niespodziewanie mężczyzna, czym zaskarbił sobie całą uwagę przyjaciółki. — Poza tym, czy to nie ty ciągle powtarzasz, że nigdy się nie mylisz? — dodał ze śmiechem.
— Jedno to mówić, a drugie to faktycznie mieć rację. Fakty zawsze pozostają faktami i nic, nawet magia, tego nie zmieni, dlatego też niezależnie od tego, jaka jestem i co potrafię, mam świadomość tego, że także popełniam błędy, jak każdy przeciętny człowiek. A skoro tak, to mogę się równie dobrze mylić również i w tej sytuacji! — fuknęła rozeźlona, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że przyjaciel specjalnie ją prowokuje.
Mężczyzna westchnął ciężko, po czym znów się do niej uśmiechnął.
— Słuchaj — zaczął. — Pracowałaś nad tym wiele lat, przeprowadzając wszystkie możliwe obliczenia, symulacje i eksperymenty, więc zrozum: bliżej ideału już nie będziesz, dlatego pozwól mi chociaż to wypróbować.
Oboje przez chwilę patrzyli sobie stanowczo w oczy. Żadne z nich nie chciało odpuścić, co szczególnie dało się zauważyć w przypadku kobiety, która już po kilku minutach wpatrywania się w mężczyznę, nagle wciągnęła głęboko powietrze i przeszła do kontrataku.
— A co, jeżeli w wyniku jakiegoś nieprzewidzianego sprzężenia zwrotnego twoja magia oszaleje, przez co oberwiesz rykoszetem i stracisz swoje moce na zawsze!? — wykrzyknęła na jednym wdechu, po czym wstrzymała oddech, czekając na reakcję towarzysza.
Ten jednak jedynie wzruszył delikatnie ramionami.
— To wtedy wymyślisz sposób, jak mi ją przywrócić i po kłopocie.
— Chyba sobie żartujesz! — wrzasnęła dziko, nie mogąc uwierzyć, ze w ogóle brał pod uwagę taką możliwość.
Mężczyzna w odpowiedzi przywołał na twarz poważną minę.
— Powiedziałem przecież, że ci ufam — zadeklarował twardo.
— To za mało. To jest po prostu zbyt niebezpieczne.
— Beze mnie nigdy nie będziesz miała okazji w ogóle tego użyć, więc może z łaski swojej przestaniesz wreszcie narzekać i pozwolisz mi zaryzykować? — warknął, nagle tracąc panowanie nad sobą.
Odpowiedziała mu cisza. Westchnął ciężko.
— Daj mi to — polecił, wyciągając rękę po księgę.
Kobieta, pomimo chwilowego zawahania się, w końcu podała mu przedmiot.
— A teraz patrz — nakazał, podchodząc do marmurowego postumentu, stojącego obok ciemnego, mahoniowego biurka i stanął przed nim tak, by ostatnie promienie słońca oświetlały lśniące runy wykute w kamieniu.
Umieściwszy księgę wewnątrz run, uniósł nad nią obie dłonie, a następnie wypowiedział niesamowicie długą i dźwięczną inkantację w co najmniej trzech różnych językach, w wyniku czego wygrawerowane na jasnej płycie znaki zaczęły jaśnieć od gromadzącej się w nich magii, by na koniec wybuchnąć blaskiem, który rozświetlił całe pomieszczenie, przy okazji oślepiając nie tylko mężczyznę, ale także jego zaskoczoną takim obrotem wydarzeń towarzyszkę. Kobieta aż raptownie cofnęła się, co zaowocowało tym, że potknęła się o skraj dywanu i runęła na ziemię z ogromnym hukiem.
— Ałaaa! — wrzasnęła, po czym zaczęła pocierać swoje poobijane pośladki.
Przez moment nie było słychać nic poza jej stękaniem, które kilka chwil później zostało nagle zagłuszone przez głośny wrzask:
— UDAŁO SIĘ!
Uradowany mężczyzna wskazał ręką na posty postument, kompletnie nie przejmując się tym, że swoim nagłym wybuchem euforii nieomal nie doprowadził koleżanki do ataku serca. Zamiast tego mniej więcej co pięć sekund wymachiwał radośnie ramionami w kierunku cokołu, jakby nadal nie mogąc uwierzyć w to, że księga rzeczywiście zniknęła.
— Dobra! Dobra! Słyszę! — przerwała mu niezadowolonym tonem. — Nie krzycz! Przecież widzę, że jej nie ma — wyburczała rozeźlona, po czym spytała ironiczne. – Czy teraz wreszcie pomożesz mi wstać, czy może mam poczekać do jutra?
Zanim jednak udało jej się uzyskać odpowiedź na zadane pytanie, mężczyzna niespodziewanie upadł na ziemię, przez co kobieta szybko zapomniała o swoim bólu. Była tak zmartwiona i wystraszona tym, co się stało, że zamiast wstać, podczołgała się do leżącego ciała i rzuciła na nie, gorączkowo szukając oznak życia. Kilka chwil później natomiast opadła na dywan tuż obok niego i zaśmiała się serdecznie nagle niesamowicie rozbawiona.
— Naprawdę, wybrałeś sobie naprawdę dziwną porę na to, by zemdleć ze zmęczenia.
OOO
Rok 1981. 1/2 Kwietnia.
Komnaty Mistrza Eliksirów
Severus Snape, od niedawna Mistrz Eliksirów w Szkole Magii i Czarodziejstwa, siedział wygodnie w swoim skórzanym fotelu i czytał najnowszy numer Z eliksirem przez wieki, próbując w ten sposób oderwać swoje myśli od makabrycznych poczynań Czarnego Pana, których był świadkiem zaledwie kilkanaście godzin temu, żeby nie powiedzieć wczoraj, kiedy to nagle usłyszał głośny huk, dochodzący zza drzwi do klasy eliksirów. W pierwszej chwili chciał zignorować owo dziwne zjawisko, tłumacząc to wybrykami jakiegoś niewychowanego skrzata domowego, jednak im dłużej czytał czasopismo, tym bardziej ciekaw był, cóż to takiego się tam stało, przez co w efekcie przestał w ogóle zwracać uwagę na treść bardzo ciekawego i pouczającego artykułu. W normalnych okolicznościach zdenerwowałby się na to coś, cokolwiek to było, co odsunęło go od czytania pracy, która być może mogłaby posunąć o kilka lat do przodu jego badania nad pewnym eliksirem, gdyby nie fakt, że nie wiedział, na co dokładnie ma się złościć. To z kolei sprowadzało się ponownie do zżerającej go powoli ciekawości. Przez kilka kolejnych minut Severus walczył jeszcze ze sobą, zanim w końcu poddał się, odłożył Z eliksirem przez wieki na szafkę i poszedł naprawić ewentualne szkody. A przynajmniej tak to sobie tłumaczył, nie chcąc przyznać się przed samym sobą do swoistej porażki.
Kiedy młody nauczyciel wszedł do środka, klasa wydawała się znajdować w dokładnie takim stanie, w jakim ją zastał. Jednak tylko na pierwszy rzut oka, gdyż po dłuższych poszukiwaniach Severus wreszcie znalazł obiekt, który narobił tyle hałasu, a mianowicie opakowaną w szary papier paczkę, leżącą obok biurka. Zaintrygowany niezidentyfikowanym przedmiotem, ostrożnie wziął go do ręki i podniósł, w międzyczasie kątem oka zauważając wylatującą spod sznurka kartkę, którą zręcznie złapał, zanim ta zdążyła spaść na ziemię. Jak się później okazało, karteczka była w rzeczywistości listem zaadresowanym do niego. W pierwszym odruchu chciał odłożyć ją na miejsce i udać, że nic nie widział, w obawie przed rychłym przybyciem Dumbledore'a, gdyż tylko on w całym zamku mógł tracić czas na wysyłanie ludziom paczek w ramach czegoś, co każdy normalny człowiek określiłby mianem prześladowania, lecz tego konkretnego dnia łapało się jeszcze na definicję żartu.
Liścik jednak w końcu został odczytany, lecz znacznie później, bo następnego dnia rano, przy śniadaniu, które Severus spożył w swoich komnatach, nadal bojąc się spotkania z resztą kadry nauczycielskiej po tym, jak Albus uroczyście ogłosił, że Snape został członkiem Zakonu Feniksa. Przez to, że sam nie wiedział, jakiej reakcji ma się spodziewać, postanowił unikać konfrontacji z resztą nauczycieli tak długo, jak to tylko było możliwe, a jeżeli przy okazji w tym celu miał przeczytać dziwaczny list Dumbledore'a, to wolał już wpaść w paszczę lwa, niż spotkać się z jego świtą. Z tym że, to nie on był autorem niniejszego listu, o czym Severus przekonał się w chwili, gdy zaczął ową notkę czytać.
Severusie Snape
Nie znasz mnie, ale ja przypadkiem poznałem Ciebie. Jestem pewien, że zabrzmi to dziwnie, ale potrzebuję Twojej pomocy w pewnej sprawie. Wiem, że jesteś Mistrzem Eliksirów w Hogwarcie, dlatego piszę właśnie do Ciebie. Jesteś młody i pewnie popełniłeś w życiu wiele błędów, które teraz próbujesz naprawić. Nie, nie jestem jasnowidzem. Po prostu też mam wiele na sumieniu i myślę, że obaj możemy sobie pomóc.
Paczka na Twoim biurku wiele dla mnie znaczy, jednak bardziej przyda się Albusowi niż mnie, dlatego też chciałbym, abyś mu ją ode mnie przekazał. Pewnie zastanawiasz się teraz, czemu przysłałem ją Tobie? Odpowiedź jest prosta – ponieważ bałem się, że może wpaść w niepowołane ręce. Jej zawartość jest cenna. Bardzo cenna, jednak nie w chodzi tu o galeony, czy artefakty. Chodzi o to, że może pomóc Albusowi w sam-wiesz-czym.
Przysłałem ją do Ciebie, ponieważ nikt nie będzie jej sprawdzał ze względu na to, kim jesteś. Skrzaty prawdopodobnie uznają, że to czasopisma o eliksirach i nawet nie zajrzą do środka. Niestety nie mogłem wysłać jej bezpośrednio do Albusa, gdyż nawet dyrektorska poczta nie jest bezpieczna.
Ta paczka musi dotrzeć do niego za wszelką cenę. Nieważne, czy uważasz to za podejrzane, czy nie, nie możesz otworzyć jej teraz. Chcę, żeby została otwarta przy nim, najlepiej w jakimś bezpiecznym miejscu. Gdzieś, gdzie żadne wścibskie osoby nie będą w stanie jej zobaczyć, a obce uszy nie usłyszą waszej rozmowy.
Ufam, że będziesz ostrożny.
Przyjaciel
PS. W środku znajduje się list dla Albusa.
— Bzdura — mruknął do siebie Snape, patrząc podejrzliwie na paczkę. — Po takim liście powinienem od razu się jej pozbyć.
OOO
Rok 1981. 2 Kwietnia.
Gabinet Dyrektora Hogwartu
— A jednak, jak widzę, nie zrobiłeś tego — stwierdził pogodnie Albus następnego dnia.
— Uznałem, że w Hogwarcie nie ma ani jednego skrzata, który mógłby dobrowolnie przekazać mi paczkę z czarnomagicznym artefaktem opatrzonym klątwą przeznaczoną dla ciebie — wyjaśnił prosto. — Mimo wszystko wierzę w zabezpieczenia Hogwartu.
— Bardzo mnie do cieszy, mój drogi chłopcze — odparł starzec, uważnie czytając list. — Severusie? To ty masz przyjaciół? — spytał nagle. (BN: Spadłam z krzesła ze śmiechu :p)
Snape postanowił tego nie komentować, czym wprawił starego dyrektora w jeszcze lepszy nastrój.
— Czyli... mam ją otworzyć dopiero, gdy znajdę się w miejscu, do którego tylko ja mam dostęp, tak? — upewniał się specjalnie aż nadto przesadnie miłym tonem. — Jakieś propozycje, gdzie moglibyśmy się udać?
— Myślę, że ten gabinet będzie wystarczająco bezpiecznym miejscem, gdy już go opuszczę — stwierdził Severus, po czym obrócił się na pięcie, łopocząc swoimi czarnymi szatami i ruszył w kierunku drzwi.
— Poczekaj chwilę, Severusie — zatrzymał go uprzejmie Albus. — Też sądzę, że mój gabinet jest wystarczająco bezpieczny, jednak nie widzę powodu, dla którego musiałbyś go opuszczać.
— Tutaj się z tobą nie zgodzę, dyrektorze. Ja widziałem przynajmniej jeden. W tym oto liście — wskazał ruchem dłoni na kartkę, leżącą przed starszym mężczyzną.
— Och tak, w rzeczy samej list nakazuje otworzyć mi paczkę w samotności, jednak to, że nasz drogi przyjaciel ufał ci na tyle, by powierzyć ci tę paczkę, może wskazywać, że przewidział, iż zechcę otworzyć ją w twojej obecności.
— Nie widziałem żadnej wzmianki na ten temat — drążył Severus, próbując jakoś uciec z pomieszczenia.
— Nie musiałeś. Ważne, że do mnie, jako do adresata paczki, należy ostatnie słowo — uśmiechnął się do swojego byłego ucznia, po czym wskazał mu fotel stojący obok biurka. — Usiądź, proszę.
Chcąc, czy też nie, Severus musiał zająć wskazane miejsce.
— Skoro już załatwiliśmy tę sprawę... — dyrektor zawiesił głos, po czym pochylił się nad pakunkiem.
Zamiast jednak otworzyć paczkę, jak na normalną osobę przystało, Dumbledore postanowił przyłożyć różdżkę do splotu sznurka, tym samym sprawiając, że ten bez problemu się rozwiązał i dopiero wtedy, niczym małe dziecko podczas świątecznego odpakowywania prezentów, rozdarł szary papier, z którego następnie wyjął średniej grubości książkę zawiniętą w ten sam materiał co cała paczka. Z tym, że w tym wypadku miało to służyć jedynie ochronie okładki przed zniszczeniem lub, jak sądził Albus, przed wzrokiem niepowołanych oczu. Nie bawiąc się więc w zdejmowanie prowizorycznej obwoluty, zajrzał do środka. W miejscu, gdzie powinien znajdować się tytuł, znalazł przyklejoną do strony kopertę zaadresowaną do niego, którą następnie delikatnie otworzył i równie ostrożnie wydobył z niej złożony na pół list, uważając przy tym, by nie zniszczyć kartki. Kiedy już mu się to udało, po prostu rozłożył pergamin i zaczął czytać.
Albusie Dumbledore
Skoro czytasz ten list, oznacza to, że Severus, zamiast wyrzucić paczkę, postanowił ją jednak do Ciebie dostarczyć, co mnie bardzo cieszy, gdyż nieco się obawiałem, że rzuci na nią evanesco. (Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co by się wówczas mogło stać).
Zanim odpakujesz księgę na dobre, chciałbym Cię prosić o to, aby w trakcie usuwania obwoluty znajdowały się przy tobie następujące osoby: Syriusz Black, Remus Lupin, Lily Evans, James Potter, Minerva McGonagall i Severus Snape. Włączając Ciebie w sumie siedem osób. To bardzo ważne, ponieważ historia zapisana w tej księdze, dotyczy was wszystkich. Mam nadzieję, że niezależnie od tego, co w niej znajdziecie, ostatecznie pomoże wam to pokonać Sam-Wiesz-Kogo.
Jeszcze jedno. Nie możecie zrobić tego w Hogwarcie. To zbyt niebezpieczne, dlatego proponuję wybrać inne miejsce. Najlepiej takie, na które rzucono zaklęcie Fideliusa i nikt poza tymi siedmioma osobami nie ma do niego dostępu. To bardzo ważne.
Mam nadzieję, że wszystko się uda.
Przyjaciel
PS. Upewnijcie się, że w domu nie ma żadnych szczurów.
Po przeczytaniu całego listu przynajmniej dwa razy, Albus zamyślił się na chwilę, by następnie niespodziewanie zagadnąć.
— Przypomnij mi, proszę, Severusie, jaką formę animagiczną przyjmuje Peter Pettigrew?
— Szczura, jak sądzę — odparł natychmiast Snape, marszcząc przy tym brwi — czemu pytasz?
— Ach, to nic takiego — stwierdził niewinnie dyrektor. — Po prostu nie mogłem sobie przypomnieć — uśmiechnął się pogodnie, po czym sięgnął po pergamin i kałamarz. — Swoją drogą, Severusie, czy mógłbyś sobie zarezerwować wolny wieczór w następną sobotę?
— Dlaczego miałbym? — spytał podejrzliwie.
— Ponieważ będę potrzebował twojej pomocy — odparł wesoło dyrektor, zanim zabrał się za pisanie listów. — Nie masz nic przeciwko temu, prawda?
Severus przez dłuższą chwilę nie odpowiadał.
— Nie. Oczywiście, że nie...
OOO
Rok 1981. 6 Kwietnia.
Gabinet Dyrektora Hogwartu
Rok 1981. 6 Kwietnia.
Gabinet Dyrektora Hogwartu
— Skoro już tu jestem — zaczął pewnego dnia Syriusz Black, wychodząc z zielonych płomieni w misternie rzeźbionym kominku — to, czy mógłby mi dyrektor powiedzieć, dlaczego właściwie miałem się zjawić?
Młodzieniec zatrzymał się przed biurkiem i spojrzał na gospodarza z góry, uśmiechając się przy tym, jak to on tylko potrafił.
— Ach, tak, tak. — Dumbledore czym prędzej zdjął z biurka opakowaną w szary papier książkę, po czym oparł łokcie na blacie, splótł przed sobą dłonie i spojrzał na niego spod swoich okularów połówek. — Usiądź, Syriuszu. Muszę z tobą porozmawiać.
— Jeżeli to nie jest aż takie ważne, to mogę przyjść później... — zagadnął Black, mając nadzieję na szybką ucieczkę.
— Wręcz przeciwnie, Syriuszu. Siadaj — nalegał.
Jak na huncwota przystało, Black wzruszył jedynie ramionami i łaskawie zajął wskazany mu przez dyrektora fotel.
— Poprosiłem, abyś zjawił się osobiście — zaczął wtedy rzeczowo Dumbledore — ponieważ chciałbym wynająć jeden z pokoi w twoim rodzinnym domu.
Stwierdzenie, że Syriusz zdziwił się, to mało powiedziane. On wręcz zaniemówił z wrażenia.
— Syriuszu, czy moja prośba przysporzy ci jakichś problemów? — spytał po chwili ciszy Albus, czym przywrócił Blacka do rzeczywistości.
— Nie. Oczywiście, że nie. Po prostu... — zamilkł na chwilę, jakby nie był pewien, czy chce powiedzieć resztę zdania — to, że dom należy do mnie, nie zmienia faktu, że moja matka nadal tam mieszka. Nie mam pojęcia, jak ta wariatka zareaguje na pana wizytę, dyrektorze i nie chcę wiedzieć.
— Rozumiem, jednak to bardzo ważne, dlatego nalegałbym.
— Myślę, że zaawansowane szaleństwo mojej matki mogłoby pomóc — przyznał w końcu niepewnie Syriusz.
— Cieszę się. Mam jednak jedno pytanie.
Syriusz instynktownie wyprostował się i pochylił w kierunku dyrektora.
— Zanim przejdziemy do tematu wynajmu, chciałbym cię najpierw zapytać, czy podawałeś adres swojego domu komukolwiek?
— Tak. Czy to coś zmienia?
— Wszystko, mój chłopcze, wszystko — odpowiedział, moszcząc się wygodniej w swoim wielkim, czerwonym fotelu.
— Po tym, jak stałem się głową rodziny, rzuciłem na dom zaklęcie Fideliusa. Kiedy dowiedziałem się, że moja kuzynka oszalała i dołączyła do Czarnego Pana, wolałem nie ryzykować.
— Doskonale. Czy po tym mówiłeś komuś o tym, gdzie mieszkasz?
— Po tym nie. James wiedział, gdzie mieszkam od czasu szkoły, więc po rzuceniu zaklęcia, powinien o tym zapomnieć.
— Taką też żywiłem nadzieję — Albus widocznie się odprężył. — Skoro tę sprawę mamy już omówioną, to czy mógłbyś użyczyć mi swojego salonu?
Nie spodziewając się takiego obrotu spraw, Black delikatnie zmarszczył brwi.
— Salon? — drążył. — A nie sypialnię?
— W rzeczy samej. Potrzebuję jedynie twojego salonu na... — zastanowił się chwilę. — Na czas nieokreślony, że tak to ujmę.
— Pozostaje jeszcze sprawa mojej matki.
— O to akurat się nie martwię — przyznał Dumbledore z iskierkami w oczach. — Salon zostanie zabezpieczony w taki sposób, by nikt niepowołany nie mógł do niego wejść.
— Miałem raczej na myśli Stworka — uściślił Black. — Odkąd moja matka zamknęła się w swojej sypialni, to on wykonuje wszystkie prace domowe i zajmuje się nią, spełniając jej bezpośrednie rozkazy, przez co ma dostęp do całego domu.
— O to też nie musimy się martwić.
— Jak to? — zdziwił się Syriusz.
— Zaklęcia, które zamierzam rzucić na twój salon, obejmą także Stworka — nagle zawiesił głos — oczywiście, jeżeli pomożesz mi w ich rzuceniu.
— Nie wiem, czy mój autorytet wystarczy, żeby odstraszyć tego potwora — skrzywił się z niesmakiem.
— Jako prawowity dziedzic, to ty po śmierci Oriona masz prawo do wydawania mu poleceń, ale także ograniczania go — wyjaśnił cierpliwie Dumbledore, uśmiechając się do niego niczym dziadek do swojego ulubionego wnuka.
— W takim razie nie widzę problemu — stwierdził w odpowiedzi, po czym wstał i podszedł do kominka, zanim jednak sięgnął po proszek, obrócił się na pięcie i na odchodne spytał z głupkowatym uśmiechem na ustach — ale czemu akurat salon?
— Ponieważ potrzebuję miejsca, gdzie zmieści się dokładnie siedem osób... — odparł tajemniczo dyrektor.
OOO
Rok 1981. 11 Kwietnia.
Salon w domu Blacków
Rok 1981. 11 Kwietnia.
Salon w domu Blacków
— Co ON tu robi?! — warknął Syriusz, kiedy tylko zobaczył wychodzącego z kominka Severusa Snape'a.
— Jak sądzę, dokładnie to samo, co ty, Black — odparł Snape, niemal wypluwając z goryczą ostatnie słowo, po czym usiadł na jednym z wolnych foteli ustawionych wokół niskiego, kawowego stoliczka.
— To wiem! Nie rozumiem tylko, kto cię tutaj zaprosił! — Nie odpuszczał, ignorując przy tym karcące spojrzenia posyłane mu przez Minervę McGonagall. — I ty się na to godzisz, James? No zróbże coś!
James uniósł ręce w geście poddania się.
— Nie mam tu nic do gadania — stwierdził, wzruszając ramionami, czym zaskarbił sobie uwagę profesor McGonagall.
Zaskoczona kobieta przyjrzała mu się podejrzliwie, jakby nie mogąc uwierzyć, że patrzy na swojego dawnego ucznia. Co jak co, ale James zawsze był pierwszy do bójek, a tu taka zmiana. Szybko jednak jej wzrok przeniósł się na rudowłosą żonę Pottera, prawdopodobny powód jego obecnego zachowania.
— Mam nadzieję, że nie czujesz się źle z powodu zostawienia synka pod opieką kogoś innego — zagadnęła z troską Minerva, na co Lily jedynie uśmiechnęła się delikatnie.
— Jest pod opieką Emmeliny, więc nie mam się o co martwić — odparła pogodnie.
McGonagall już drugi raz tego dnia posłała komuś zdziwione spojrzenie. Pierwszą osobą, był oczywiście Albus w chwili, gdy zaprosił ją na herbatkę do domu Blacków.
— A nie z panną Meadows? Myślałam, że jesteście ze sobą blisko.
— Niestety Dorcas wykonuje teraz misję dla Zakonu.
— Rozumiem...
Jakby przewidując tor toczącej się właśnie rozmowy, Albus nagle wstał ze swojego miejsca i podszedł do komody, gdzie leżała owinięta w szary papier książka – powód ich dzisiejszego spotkania, o czym mieli się za chwilę dowiedzieć.
— Witam wszystkich — zaczął uroczyście, biorąc przedmiot do rąk — cieszę się, że udało wam się tutaj dotrzeć.
— Albusie, po co ta cała maskarada? — spytała profesor McGonagall, uważnie śledząc wędrówkę swojego przełożonego spod komody w kierunku jednego z większych foteli.
— Już mówię, droga Minervo — odparł pośpiesznie, zajmując upatrzone wcześniej miejsce. — Jakiś czas temu dostałem list od kogoś mieniącego się naszym przyjacielem, a wraz z nim paczkę, w której była ta oto księga. — Położył wspomniany przedmiot na stoliku przed sobą. — Z listu wynikało, że ta niepozorna książka może zmienić losy wojny.
Minerva popatrzyła na swojego przełożonego tak, jakby jej właśnie powiedział, że kupił latający dywan i zamierza wyruszyć w podróż dookoła świata.
— I uwierzyłeś? — spytała kobieta, unosząc brwi.
— Z początku nie, jednak biorąc pod uwagę treść i ton listu, uznałem, że osoba, która go napisała, nie kłamie.
— Skąd ta pewność? — spytał Snape, patrząc na dyrektora niemal tak samo jak Minerva. — Nawet nie sprawdziłeś, co kryje się pod tą godną pożałowania imitacją obwoluty, więc skąd możesz wiedzieć, że ta księga w ogóle w czymkolwiek nam pomoże?
Syriusz właśnie miał skomentować udział Severusa w walce z Voldemortem, jednak zanim zdążył to zrobić, oberwał z łokcia w brzuch od Lily, co skutecznie go uciszyło. Nie licząc oczywiście cichego jęku.
— W liście poproszono mnie o poczekanie ze zdejmowaniem obwoluty. Nie było tam jednak mowy o zaglądaniu do książki, co zresztą uczyniłem. A przynajmniej próbowałem.
— Co ma pan na myśli? — wtrącił się Remus.
— To, mój drogi chłopcze, że na księgę rzucono kilka bardzo potężnych zaklęć, które uniemożliwiają przeglądanie jej oraz czytanie w inny sposób, niż robi się to naturalnie. Co więcej, na tyle potężnych i skomplikowanych, że nie byłem w stanie ich złamać, ani nawet znaleźć na nie odpowiedniego przeciwzaklęcia.
Severus prychnął.
— I to sprawiło, że uwierzyłeś temu obcemu na słowo?
— Tak, Severusie. A to dlatego, że nawet Voldemorta nie podejrzewałbym o taką biegłość w magii ochronnej.
Ten argument, zdaje się, ostatecznie przekonał zebranych.
— W takim razie może w końcu sprawdzimy, o czym jest ta księga i zaczniemy ją czytać? — zaproponowała Lily zaraz po tym, gdy zajęła miejsce na dwuosobowej kanapie.
— Taki też miałem zamiar — przyznał Dumbledore, po czym sięgnął po książkę i uderzając różdżką w papier, zręcznie się go pozbył, ukazując tym samym okładkę, na której widniał wielki złoty napis „Harry Potter i Kamień Filozoficzny”.
Kilka osób poruszyło się niespokojnie.
— I to ma nam niby pomóc? — zdenerwował się Snape, wstając z fotela. — Książka o jakimś cholernym Potterze?!
— Severusie! — zganiła go McGonagall.
— Zamknij się, Smarkerusie! — krzyknął w tym samym momencie Black, doskakując do Severusa. — Kto jak kto, ale ty powinieneś znać swoje miejsce!
— Masz na myśli mnie, czy siebie, Black? — odparował złośliwie Snape.
— Ty...!
Gdy już wszyscy myśleli, że zaraz dojdzie do bójki pomiędzy tymi dwoma, niespodziewanie trzeci głos dołączył do ostrej wymiany zdań, zagłuszając obu młodzieńców.
— Proszę o ciszę! — zagrzmiał Dumbledore, tym samym sprawiając, że Severus i Syriusz natychmiast się uspokoili. — Także nie rozumiem tej sytuacji, jednak nadal wierzę, że ta książka może udzielić nam informacji koniecznych do pokonania Voldemorta.
— Skąd ta pewność, Albusie? — spytała Minerva zaraz po tym, gdy wzdrygnęła się na dźwięk imienia Czarnego Pana. — Skąd wiesz, że to nie jest po prostu głupi żart?
— Przeczucie — stwierdził, posyłając jej pogodny uśmiech.
O dziwo, nikt nie zamierzał komentować tej dziwacznej wypowiedzi. Zupełnie jakby wszyscy zgadzali się co do tego, że Albus albo ma rację, albo jest kompletnie szalony i lepiej się z nim nie kłócić.
— Proponuję więc, abyśmy wszyscy zajęli miejsca i zaczęli czytać — zaproponował pojednawczo Remus.
— Zgadzam się — poparła go Lily. — Nie wiem, skąd ta książka pochodzi, ani kto ją wysłał, jednak mam wrażenie, że ma ona coś wspólnego z moim synem. (BN: Ty Einsteinie! xD)
— Jeżeli sugerujesz, że ta książka przybyła tutaj z przyszłości to... — zaczął Severus, w ostatniej chwili powstrzymując się przed powiedzeniem czegoś, co mogłoby sprowadzić na niego gniew dawnej przyjaciółki.
— To co? — spojrzała na niego, marszcząc brwi, po czym kontynuowała, celowo wlepiając w niego swoje niesamowicie zielone oczy. — Pewnego dnia najsilniejszy czarodziej naszych czasów dostaje list i książkę, która rzekomo ma wpłynąć na losy wojny. Co więcej, owa książka zdaje się skupiać na magicznym artefakcie o ogromnej mocy oraz dziecku, które jakby przypadkiem nosi dokładnie to samo imię i nazwisko, co mój zaledwie roczny syn. Za dużo tutaj zbiegów okoliczności, żeby nazwać to zwykłym przypadkiem, Severusie.
Snape postanowił nie odpowiadać na jej jawną zaczepkę.
— Do takiego też wniosku doszedłem, gdy tylko zobaczyłem tytuł — stwierdził nagle Albus, patrząc wprost na Lily. — Wcześniej mogłem jedynie zgadywać, co w sobie zawiera, przez co nie wykluczałem także możliwości, że do wojny włączył się ktoś trzeci, kto tak samo jak my, pragnie upadku Voldemorta. Teraz jednak nie jestem już tego taki pewien.
— Jeżeli to naprawdę książka pochodząca z przyszłości — podjęła McGonagall — to niewykluczone, że może zawierać informacje, których żadne z nas nie powinno poznać. Mówić o rzeczach, mających wpływ nie tylko na nas, ale też na cały świat czarodziejów. Wiecie, jak ogromne ryzyko niesie ze sobą ta wiedza? — dokończyła, jawnie oponując przeciwko czytaniu tajemniczej księgi.
— Oczywiście, że tak — odpowiedział Syriusz. — I właśnie dlatego powinniśmy ją jak najszybciej przeczytać.
— Przez rzucone na nią zaklęcia czytanie może zająć więcej czasu, niż się spodziewamy, więc powinniśmy się pośpieszyć — dodał James.
— Zgadzam się — zakończył Dumbledore, po czym otworzył książkę na pierwszym rozdziale i przeczytał na głos.
— Rozdział pierwszy. „Chłopiec, który przeżył”.
~***~
W następnym odcinku:
Rozdział pierwszy część pierwsza - Dziwaczni Mugole
No i przepadłam. Przepadłam na amen… Już wiem, na co będę czekać z ogromną niecierpliwością. To opowiadanie pochłonęło mnie bez reszty, kupuję po samym prologu, ale jak mi zepsujesz w kolejnych rozdziałach, to zamorduję :D
OdpowiedzUsuńSam pomysł na opowiadanie jest genialny. Gdzieś kiedyś mignął mi motyw bohaterów czytających twórczość Rowling, gdzieś nawet czytałam tekst o Harrym, który w trakcie swojego życia pisał kolejne tomy „Harry’ego Pottera”, jednak czuję że to właśnie Cambiare Tempus Futurum rozwinie tę ideę w dobrym kierunku. Już sama myśl o Lily czytającej, że jej syn jest sierotą… Nie chcę nawet o tym myśleć i przypuszczam, że opisanie tego będzie dla Ciebie ogromnym wyzwaniem.
Postacie są tutaj bardzo dobrze przedstawione, Dumbledore jest dość kanoniczny, choć nie brakuje również Twojego własnego wkładu w tworzenie jego charakteru i, o dziwo, udaje Ci się nie przesadzić w tej materii. Innymi słowy, Trzmiel nie jest do końca książkowy, ale nadal jest sobą i nie sądzę, by Cię za to ukamienowali :) Zresztą, to samo tyczy się Snape’a. Mam jedynie pewne obiekcje to Syriusza, który wydaje mi się nieco zbyt łagodny. Rowling opisywała jego młodą wersję jako człowieka bardziej narwanego, złośliwego i wręcz czuło się, że dopiero Azkaban nieco go utemperował. Mam wrażenie, że Black nie martwiłby się brakiem autorytetu u Stworka, a zwyczajnie by go wywalił z tego salonu za kudły :D Jednak to tylko mój punkt widzenia, a nieomylna nie jestem :D
Och, brawa należą się również becie! Z przecinkami jest dobrze, żadnych błędów nie wyłapałam. Gryzie mnie nieco zapisanie tytułu czasopisma Severusa kursywą, podczas gdy w naszym ojczystym kraju zwyczajowo nazwy gazet zamykamy w cudzysłowie. Pochyłej czcionki używa się raczej angielskich tekstach, ale nie jest to wielka zbrodnia :) Poza tym, raz tytuł czasopisma zapisany jest kursywą, ale już po kilku zdaniach pojawia się pisany normalną czcionką :)
Pozdrawiam i niecierpliwie czekam na kolejny rozdział!
Intro
Hohoho, misiaczku, nie masz się o co martwić. To opowiadanie, jak widać w pasku po prawo, ma już pełno rozdziałów napisanych, ponieważ to opowiadanie było i jest publikowane na fanfiction.net. Tam jednak publikację rozpoczęłam od 1 rozdziału, ponieważ na prolog nie miałam pomysłu. No i w sumie potem wyszło na to, że to ludzie zdecydowali, kto ma dostać księgę. Co śmieszne, chyba wcześniej w opowiadaniach tego typu nikt nie wysłał książki Severusowi. Możliwe, że w jakichś angielskich "bohaterowie czytają" tak się stało, ale w polskich raczej nie. Wracając jednak do tego, co chciałam powiedzieć. Cambiare piszę od pierwszego roku studiów, bo koleżanka mnie poprosiła, a potem franca nawet tego nie czytała, więc.... no ale kochałam te opowiadania. Opowiadanie Yasri niestety umarło więc pomyślałam, że skoro ona poległa, to czas, abym ja się tym zajęła. Koniec czytania, teraz czas pisać. Tak sobie powiedziałam i tak jakoś zaczęłam pisać od momentu rozpoczęcia czytania "Chłopca Który Przeżył", więc... Lily już od dawna wie o tym, jak żył jej synek i cóż... dowiesz się, jak na to zareagowała, jak rozdział wróci od bety xD
OdpowiedzUsuńCo do Dumbledore'a to zarzucono mi właśnie, że nie jest kanoniczny. Miło słyszeć inną opinię, bo... on jest po części taki, jak ja go sobie wyobrażałam, więc miejscami odbiega od kanonu. Ale nie byłoby to złe, bo Cambiare nie ma statusu "canon". Więc... mam nadzieję, że mnie nikt nie ukamienuje.
Snape'a? Really? Cóż... w sumie sporo późniejszych opisów to domysły. Jak się czuł itd. Mocno ff'owy chyba wyjdzie ten Severus.
Łagodny Syriusz? Nie martw się. Tylko tutaj taki milusi jest, bo autorytet Dumbledore'a go uspokaja. Minerva jednak ma na niego zupełnie odwrotny wpływ xD Och, wredota aż z niego wycieka tylko tego nie widać. A co do Stworka, to głównie miałam na myśli to, że Syriusz martwił się o podsłuch. Bo Stworek łażący po całym domu to wszędobylska pluskwa. Martwił się jedynie tym, że Stworek olałby jego polecenie i usłyszałby coś, czego nie powinien, a potem poleciał do np. Belli, żeby jej wypaplać.
Meinen kursywa! Meinen profesor od pisania, co ma niemieckie nazwisko mówi, że można kursywą, to piszę kursywą, bo mój komputer niestety nie wstawia polskich cudzysłowów/wi (czy jak się to odmienia) i muszę potem wstawiać je ręcznie, tak samo jak pauzy i półpauzy musiałam kopiować z Wikipedii, żeby je w ogóle mieć, bo jak wstawię jako symbol, to spacje szaleją. Więc... wolę kursywę, bo jest łatwiej.
Tak w ogóle to cieszę się, że Ci sie podobało, bo naprawdę bałam się, że Ci się nie spodoba :( Nie wiem czemu. Może myślałam, że to nie twój styl? Nie twój chleb powszedni? Że wolisz inne opka? Z innym klimatem? Coś w ten deseń. Ale skoro Ci się podoba to nie mam już się czego bać! :)
Bardzo, bardzo, bardzo Ci dziękuję za komentarz, myszeńko :*