wtorek, 2 sierpnia 2016

[WP][S][NZ] Cambiare Tempus Futurum: Lapis Philosophorum [1.1/17]


Serdeczne podziękowania dla kochanej Intro, która nie dość, że komentuje każdy rozdział na moim blogu, to jeszcze rozpoczęła wspaniałą akcję pt. „Wasze Twory” na swoim, dzięki czemu mogę zareklamować swoją historię. Forever in love!



 ROZDZIAŁ I

CZĘŚĆ I

DZIWACZNI MUGOLE


— Rozdział pierwszy. „Chłopiec, który przeżył”.

Wszyscy obecni w pomieszczeniu unieśli brwi w zdziwieniu, nie do końca rozumiejąc znaczenie tych słów. Brzmiały one dla nich niecodziennie, niepokojąco wręcz. Nie było więc nic nadzwyczajnego w tym, iż wprost nie mogli pozbyć się wrażenia, że ów słowa zapowiadają coś naprawdę strasznego – zupełnie jakby w najbliższym czasie miało wydarzyć się coś wystarczająco przerażającego, aby zasiać w ich sercach ziarnko strachu i niepewności.

— Dziwny tytuł... — sapnęła cicho Minerva ze źle skrywaną obawą w głosie.

— Tak, w istocie — zgodził się Dumbledore, nie dając po sobie poznać, że słowa w jakikolwiek sposób go poruszyły, po czym zaczął czytać. — Państwo Dursleyowie spod numeru czwartego przy Privet Drive mogli z dumą twierdzić, że są całkowicie normalni, chwała Bogu.

I pewnie czytałby dalej, gdyby nie przerwało mu wściekłe fuknięcie, które zwróciło uwagę wszystkich obecnych na potomka rodu Blacków.

— Co to w ogóle za tekst? — burknął rozeźlony Syriusz. Jakiś czas temu zdążył już usłyszeć o krewnych Lily od Jamesa i bynajmniej nie darzył ich zbyt ciepłymi uczuciami, dlatego też był sobie w stanie wyobrazić, że nie wszyscy mugole są tak wspaniali, jak mówił dyrektor, starając się przy tym nie przyznawać zbytnio racji swojej matce. — Jak można być dumnym z... z... — Aż zabrakło mu słów. — Jak można być dumnym z bycia ograniczonym, przesądnym i okropnym mugolem?! I jeszcze dziękują za to Bogu, jakby bycie kimś innym było grzechem, czy czymś równie idiotycznym! Co za...

— Język, Syriuszu! — przerwała mu Lily z naganą. — Wiem, że to głupie i bezsensowne, ale mugole lubią czuć się normalni.

— Dlaczego? Co im to niby daje? — spytał Łapa, posyłając jej spojrzenie pełne oburzenia, ciekawości i niezrozumienia.

— Nie wiem. Po prostu to lubią — wzruszyła ramionami, nie chcąc już ciągnąć tego tematu.

— Może ja udzielę ci odpowiedzi, Black, skoro sam najwyraźniej nie umiesz się domyślić. — Po pomieszczeniu rozniósł się nagle cichy głos młodego Mistrza Eliksirów. — Mugole są ograniczeni — zaczął — myślą, że jeżeli nie są do czegoś zdolni, to powinni tępić osoby, które potrafią więcej niż oni. Ale nie jest to po prostu zwykła ludzka zazdrość. Oni boją się inności. Boją się tego, czego nie rozumieją, a magia jest jedną z takich rzeczy. Wiedziałbyś to, gdybyś uważał chociaż trochę na Historii Magii — zakończył naukowym i nieco sarkastycznym tonem, nieumyślnie sprowadzając na siebie współczujące spojrzenie Lily, która doskonale pamiętała, jak okropne kontakty miał Severus ze swoim mugolskim ojcem. — Nie patrz tak na mnie, Evans. Odpowiedziałem tylko temu głupiemu, niedomyślnemu kundlowi na pytanie.

— Nie przeginaj, Snape! — ostrzegł ostro Black, zrywając się ze swojego miejsca.

— Spokój! — zagrzmiała niespodziewanie wyprowadzona z równowagi profesor McGonagall, posyłając pełne nagany spojrzenie swojemu dawnemu uczniowi. — Sam niepotrzebnie zacząłeś ten temat, Syriuszu, więc teraz łaskawie pozwól nam go zakończyć i ucisz się wreszcie. Profesor Dumbledore chce kontynuować — wskazała na przyglądającego się im w skupieniu dyrektora.

Po tych słowach zrezygnowany Łapa opadł z powrotem na swoje krzesło, burcząc cicho pod nosem jakieś niezrozumiałe słowa. Severus natomiast wewnętrznie uśmiechnął się zwycięsko, zadowolony z tego, że udało mu się utrzeć nosa nieznośnemu kundlowi.

— Ekhm... skoro już zapanowała cisza, to myślę, że możemy kontynuować. Byli ostatnimi ludźmi, których można by posądzić o udział w czymś dziwnym lub tajemniczym, bo po prostu nie wierzyli w takie bzdury.

Syriusz wydał z siebie ciche prychnięcie, jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi.

Pan Dursley był dyrektorem firmy Grunnings produkującej świdry. — Dumbledore w tym momencie przerwał na chwilę, marszcząc delikatnie brwi, jakby się nad czymś zastanawiał. Wkrótce jednak najwyraźniej postanowił porzucić ten temat, ponieważ powrócił do czytania. — Był to rosły, otyły mężczyzna pozbawiony szyi, za to wyposażony w wielkie wąsy. Natomiast pani Dursley była drobną blondynką i miała szyję dwukrotnie dłuższą od normalnej, co bardzo jej pomagało w życiu, ponieważ większość dnia spędzała na podglądaniu sąsiadów.

— Jakbym widział twoją siostrę, Lily — zdumiał się James. — Czy ona czasem nie wyszła za grubego mugola, przy którym wygląda jak chodząca zapałka?

— Tak, James, wyszła i wygląda na to, że ten opis dotyczy właśnie ich — odparła rzeczowo rudowłosa kobieta. — I nie podoba mi się to — dodała ponuro, marszcząc brwi. — Czemu książka wymienia ich jako pierwszych, skoro to my jesteśmy jego prawdziwą rodziną i co Harry może mieć z nimi wspólnego? Nawet go nie widzieli — zakończyła z widocznym niezadowoleniem.

— Jestem pewien, że niedługo wszystko się wyjaśni — odrzekł dyrektor, uspokajając podopieczną. — Syn Dursleyów miał na imię Dudley, a rodzice uważali go za najwspanialszego chłopca na świecie.

— Teraz jestem już całkiem pewna, że mowa o mojej siostrze — Lily skrzywiła się lekko z powodu imienia, które Petunia nadała dziecku.

Dursleyowie mieli wszystko, czego dusza zapragnie, ale mieli też swoją tajemnicę i nic nie budziło w nich większego przerażenia, jak myśl, że może zostać odkryta. Uważali, że znaleźliby się w sytuacji nie do zniesienia, gdyby ktoś dowiedział się o istnieniu Potterów.

— CO?! — oburzyli się równocześnie Syriusz i James.

— To my znaleźlibyśmy się w „sytuacji nie do zniesienia”, gdyby ktoś dowiedział się, że mamy takich głupich mugoli w rodzinie, do cholery! — zakrzyknął bojowo Potter.

— Język, panie Potter! — zasyczała rozeźlona McGonagall. — Rozumiem wasze oburzenie, ale proszę, abyście się uspokoili.

— Minerva ma rację, James — poparła kobietę Lily. — Moja siostra zawsze była negatywnie nastawione do mnie i moich zdolności. Sam przecież wiesz, jaka jest. Nigdy nie zmieni zdania na nasz temat, więc nie ma po co się awanturować. Po prostu to zignoruj.

Młodzieniec westchnął cicho, ale już się nie odezwał, siadając z powrotem na swoim krześle. Syriusz po chwili zrobił to samo, jednak z widocznym ociąganiem. Prawdopodobnie planował dodać coś jeszcze do wypowiedzi przyjaciela, lecz ostatecznie musiał zrezygnować z tego pomysłu.

Pani Potter była siostrą pani Dursley, ale nie widziały się od wielu lat.

— Ciekawe, z czyjej winy? — mruknęła do siebie Lily.

Prawdę mówiąc, pani Dursley udawała, że w ogóle nie ma siostry, ponieważ pani Potter i jej żałosny mąż byli ludźmi całkowicie innego rodzaju.

Po pomieszczeniu rozniosły się oburzone sapnięcia.

— Co ona ma na myśli, mówiąc „ludźmi całkowicie innego rodzaju”? — warknął Black.

— Chodzi jej o czarodziejów — odparła spokojnie rudowłosa kobieta.

— Jak widać, twoja siostra nie jest jedną z tych osób, które z czasem się zmieniają. Nadal jest tak samo żałosna, jak była w młodości — dodał swoje trzy knuty Snape.

— Wyjątkowo zgadzam się ze Snapem — zaczął z dziwną miną Potter — nie rozumiem, jak ona może udawać, że nie ma tak wspaniałej, miłej i uczynnej siostry jak ty, Lily!

— Zazdrość — odrzekła dziewczyna tonem wyraźnie kończącym temat.

Dursleyowie wzdrygali się na samą myśl, co by powiedzieli sąsiedzi, gdyby Potterowie pojawili się na ich ulicy.

— Ja też bym się wzdrygnął, gdybym ich spotkał na ulicy — skomentował z wrednym uśmiechem Łapa. James i Remus po cichu się z nim zgodzili.

Oczywiście wiedzieli, że Potterowie też mają synka, ale nigdy nie widzieli go na oczy i z całą pewnością nie chcieli go nigdy oglądać.

— On was też nie — mruknął James na tyle głośno, aby wszyscy go usłyszeli. Lupin i Syriusz zachichotali. Pozostali zaś, poza Severusem, tylko delikatnie się uśmiechnęli.

Ten chłopiec był jeszcze jednym powodem, by Dursleyowie trzymali się jak najdalej od Potterów; nie życzyli sobie, by Dudley przebywał w towarzystwie takiego dziecka.

Nagły huk sprawił, że wszyscy podskoczyli na swoich miejscach. Tym razem to Lily nie zapanowała nad swoją złością, wysadzając w powietrze kredens znajdujący się tuż za nią. Oszołomiony Łapa instynktownie wyciągnął różdżkę i machnął nią krótko, bez słowa naprawiając cenną, starą porcelanę swojej znienawidzonej matki oraz bogu ducha winną szafkę, po czym zerknął niepewnie na byłą pannę Evans. Lily w odpowiedzi uśmiechnęła się jedynie przepraszająco, pomimo ogników złości wciąż tańczących w jej pięknych, zielonych oczach.

— Bardzo przepraszam — rzekła cicho, nawet nie oczekując odpowiedzi, co zaraz zasygnalizowała poprzez skinięcie głową dyrektorowi. Całkowicie nieporuszony zaistniałą sytuacją Dumbledore natomiast jak gdyby nigdy nic powrócił do czytania.

Kiedy Dursleyowie obudzili się rano w pewien nudny, szary wtorek, od którego zaczyna się nasza opowieść, w zachmurzonym niebie nie było niczego, co by zapowiadało owe dziwne i tajemnicze rzeczy, które miały się wkrótce wydarzyć w całym kraju. Pan Dursley nucił coś pod nosem, zawiązując swój najnudniejszy krawat, a pani Dursley wyrwała się na chwilę z domu na plotki, gdy tylko udało jej się wepchnąć wrzeszczącego Dudleya do dziecinnego krzesła na wysokich nogach.

Zarówno profesor McGonagall, jak i Snape skrzywili się widocznie na takie zachowanie, podczas gdy James wymruczał coś, co brzmiało jak: „nasz Harry na pewno jest lepiej wychowany niż ten wasz bachor” oraz „głupi mugole”, zupełnie nie przejmując się tym, iż może w ten sposób podpaść swojej żonie. Na szczęście Pottera jednak Lily wydawała się podzielać jego zdanie na ten temat.

Żadne z nich nie zauważyło wielkiej, brązowej sowy, która przeleciała za oknem. — Starszy czarodziej znów na chwilę się zamyślił, jakby zastanawiając nad tym, czemu w tak pełnej mugoli dzielnicy, jaką było Privet Drive, pojawiła się sowa. Ponownie jednak nie dochodząc do żadnych konstruktywnych wniosków, porzucił temat i wrócił do czytania. — O wpół do dziewiątej pan Dursley chwycił neseser, musnął wargami policzek pani Dursley i spróbował pocałować na pożegnanie Dudleya, ale mu się to nie udało, bo Dudley miał akurat napad szału i opryskiwał ściany owsianką.

— Co za paskudny dzieciak — burknął niemiło Syriusz, starając się sobie nie wyobrażać, jak by zareagował na tego typu zachowanie.

— I kto to mówi, co Black? — odgryzł się Severus. — Przypomina ci pewnie ciebie samego z młodych lat. Tak samo niewychowany i głośny — zakończył ze wstrętnym uśmieszkiem na ustach, który zaraz się poszerzył, kiedy na twarzy Łapy odmalowała się furia.

— Zamknij mordę, Smarkerusie! — wykrzyknął, w odpowiedzi wstając i celując w niego różdżką.

— Co, Black? Prawda boli?

— Ty! — zawarczał Syriusz. — Jesteś ostatnią osobą, która powinna się czepiać mojego wychowania, Snape! Co ty możesz wiedzieć o Blackach?! Sam wychowałeś się pośród mugoli, bojąc się mugolskiego ojca!

Urażony do żywego, Severus już miał skoczyć na równe nogi i potraktować Syriusza jakąś paskudną klątwą, gdy nagle został ogłuszony przez wysoki, ostry wrzask wściekłej do granic możliwości Lily Potter.

— DOŚĆ TEGO! — zagrzmiała Lily, posyłając im tak jadowite spojrzenie zielonych oczu, że obaj poczuli się tak, jakby groziła im co najmniej Avadą. — Jeżeli natychmiast się nie uspokoicie, to rzucę na was obu Silencio, żebyście już dłużej nie przeszkadzali nam tymi swoimi dziecinnymi kłótniami! Doprawdy! — sapnęła — Pomyślałby kto, że jesteście już dorosłymi czarodziejami, a jednak nadal zachowujecie się jak dzieci! Moglibyście wreszcie odrzucić na bok swoje głupie animozje i skupić się na ważniejszych rzeczach! Nie mówiąc już o tym, że przekraczacie wszelkie granice! Żaden z was nie powinien wchodzić z butami w życie drugiego i dobrze o tym wiecie! Takie zachowanie bynajmniej nikomu nie pomoże!

Porażeni samą siłą wybuchu rudowłosej kobiety, a znacznie mniej trafnością jej słów, niemal natychmiast się uspokoili i zgodnie postanowili już więcej nie skakać sobie do gardeł, przynajmniej nie podczas czytania, w razie gdyby jednak Lily zapragnęła zastosować na nich jakąś niekoniecznie miłą klątwę.

— Proszę kontynuować, dyrektorze — dodała już nieco spokojniej, siadając na swoim miejscu.

— Dziękuję, panno Evans — uśmiechnął się delikatnie, po czym powrócił do czytania. — Nieznośny bachor — zarechotał pan Dursley, wychodząc z domu. Ciekawe, bardzo ciekawe. Czy mugole zawsze tak pobłażają swoim dzieciom? — zagadnął wesoło starzec swoich podopiecznych, podnosząc na nich wzrok. Prawdopodobnie nawet nie uświadamiał sobie, jak irytujące było jego zachowanie w tym momencie dla tych, którzy chcieli poznać dalszą treść książki.

— Nie, nie sądzę, Albusie — odrzekła cierpliwie Minerva. — To musi być jakiś wyjątek, ponieważ zwykle mugole tak nie postępują. Magiczni czy niemagiczni także cenią sobie dyscyplinę.

— Och, to jest wyjątek i to ogromny — mruknęła zniesmaczona Lily. — Moja siostra i jej mąż nie są typowymi mugolami, niezależnie od tego, za jak bardzo normalnych się uważają.

— Oni są okropni — odezwał się nagle dotąd milczący Lupin. — Nigdy wcześniej nie spotkałem mugola, który by się tak okropnie zachowywał, a w swoim życiu miałem okazję spotkać wielu mugoli o różnych charakterach.

— Witaj w moim świecie — odparła ze słabym uśmiechem ruda czarownica.

— Hmm... — mruknął jedynie z namysłem Dumbledore. — Wsiadł do samochodu i wyjechał tyłem sprzed numeru czwartego na Privet Drive. Na rogu ulicy dostrzegł pierwszą oznakę pewnej nienormalności — kota studiującego jakąś mapę.

— Magiczne zwierzę na Privet Drive? — zdziwił się na głos James.

Dopiero po chwili do pana Dursleya dotarło to, co zobaczył, więc obrócił gwałtownie głowę, by spojrzeć jeszcze raz. Na rogu Privet Drive rzeczywiście stał bury kot, ale nie studiował żadnej mapy. Co mógł sobie pomyśleć pan Dursley? To, co pomyślałby każdy rozsądny człowiek — że musiało to być jakieś złudzenie optyczne.

— Złudzenie optyczne? — spytało naraz kilka głosów.

— Przywidzenie — odpowiedziała spokojnie Lily. — Mugole często to miewają. Czasem nawet zastanawiałam się, czy nie jest to może efekt działania jakiegoś zaklęcia.

Zamrugał parę razy i utkwił spojrzenie w kocie, a kot utkwił spojrzenie w nim.

— Czy tylko ja mam wrażenie, że ten kot to profesor McGonagall? — zagadnął Remus, rozglądając się po twarzach słuchaczy, których wyraz jednoznacznie wskazywał na to, że jednak nie tylko on tak sądził. Jedynie Snape i sama zainteresowana pozostali niewzruszeni, uznając, iż są zbyt dojrzali, aby zareagować na to w jakikolwiek sposób.

Pan Dursley skręcił na rogu ulicy i wjechał na szosę, obserwując kota w lusterku. Kot odczytywał teraz napis PRIVET DRIVE — nie, tylko wpatrywał się w tabliczkę z tym napisem, bo przecież koty nie potrafią czytać, a tym bardziej studiować map. — Przeczytawszy te słowa, Dumbledore uśmiechnął się lekko do siebie pod nosem, co nie uszło uwadze wpatrującym się w niego osobom. — Pan Dursley otrząsnął się lekko i wyrzucił kota z myśli. Kiedy zbliżał się do miasta, po głowie chodziło mu już tylko wielkie zamówienie na świdry, które miał dzisiaj otrzymać.


~***~ 
W następnym odcinku:
Rozdział pierwszy część druga - Zadziwiając Vernona Dursleya

3 komentarze:

  1. No i się doczekałam kolejnego rozdziału :) Stwierdzam, że nie zamorduję, niczego nie zepsułaś :D Mało tego, jest lepiej, a jeśli przy kolejnych rozdziałach będziesz podtrzymywać tę tendencję… Dobra lektura przede mną.
    Przekupiłaś mnie, Syriusz nie jest tak łagodny, za jakiego go brałam. Ten rozdział o wiele lepiej oddaje jego charakter. Podoba mi się również to, w jaki sposób przedstawiasz McGonagall. Z jednej strony surowa i rzeczowa, ale z drugiej wciąż ludzka, czująca. Już Ci mówiłam, że, moim zdaniem, dobrze naszkicowałaś postać Dumbledore’a, który choć pozostaje kanoniczny, w pewien sposób został przez ciebie przemodelowany na własne potrzeby. I tak być powinno!
    Co do Lily, J.K. Rowling tak w rzeczywistości bardzo mało o niej pisze. To pozostawia dla Ciebie duże pole do manewru i mam nadzieję, że osoba Pani Potter (ex Evans) zostanie przez Ciebie ciekawie przedstawiona. Na razie mamy jedynie ogólny zarys, wszystko przyjdzie z czasem.
    Jedyne, co mi w niej zgrzyta w Twojej Lily, to nazwanie jej „Ruda”. Może to i nic złego, zwyczajnie to strasznie kojarzy mi się z tymi kiepskimi fanfiction, w których Draco zwraca się tak do Ginny. Cóż, taka moje osobiste skrzywienie. Skrzywienie z tej samej półki, na której trzymam „oczy koloru Avady” i „włosy Snape’a w rzeczywistości nie były tłuste, ale…” :D
    Właśnie, o mało nie zapomniałam o Severusie! Twój Snape nie jest przesadnie kanoniczny, ale nieśmiało przypuszczam, że u Rowling to facet po przejściach, zniszczony życiem i stratą ukochanej osoby. U Ciebie za to mistrz eliksirów jest, jak to sama zaznaczyłaś, „młody”. I to główna różnica. Ciekawie będzie poznawać jego charakter jeszcze sprzed śmierci Lily :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę Ci (egoistycznie) sporo samozaparcia w tworzeniu kolejnych rozdziałów :)
    Intro
    PS: Pisz, kobieto. Pisz, bo się wciągnęłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. A nie mówiłam, że Syriusz będzie gorszy później? Mówiłam xD Masz nagrodę w postaci gwiazdy syriusza xD
      2. Ach, bo naprawdę lubię McGonagall. Staram się balansować po odpowiednich płaszczyznach jej osobowości.
      3. No właśnie przez to, że Lily jest niewiadomą, łatwo jest mi się wczuć w nią i udawać, że sama mam dziecko xD
      4. Gdzie Ruda? O.O *idzie szukać "rudej" żeby poprawić*
      5. Oczy koloru Avady chyba będą xD Włosy Snape'a jednak nadal pozostaną tłuste i fe xD
      6. Raz napisałam tekst z Severusem, który był mniej więcej kanoniczny, więc teraz staram się tak modyfikować jego zachowanie, aby pasowało do młodej osoby, która jeszcze w zasadzie nic nie przeszła.

      Beta sprawdza, daje jej czas xD Nie poganiaj xD

      Usuń